niedziela, 3 marca 2019

wołanie


Dawno mnie tu nie było, za co przepraszam. Jednak nie da się ukryć, że depresja ma swoje prawa i czasem zabiera chorym chęć do wszystkiego. A ja na domiar złego wpadłam w otchłań bulimii, czemu o tym piszę? Cóż inaczej nie potrafię się z tym skonfrontować. Nie umiem o tym porozmawiać z moimi bliskimi. To nie znaczy, że oni nie wiedzą o tym, że po prawie każdym posiłku zmuszam się do wymiotów. Nie myślcie sobie, że jestem chudzielcem, wręcz przeciwnie jest mnie dużo za dużo, niedawno postanowiłam się wziąć za siebie i poszłam do dietetyka. Po pierwszym sukcesie (gdzie trzymałam się diety) okazało się, że moja wola jest słaba, bardzo słaba, zwłaszcza w kwestii słodyczy. Gdy zgrzeszyłam kilka razy, cóż wyjściem jedynym wydało mi się wyrzucenie z siebie tego cukrowego zła. Obecnie zdarza mi się iść do sklepu i kupić sporo słodyczy z myślą, że gdy tylko je zjem to je z siebie usunę, kupuję już z takim założeniem. Tak wiem, że to jest chore, że to nie jest normalne, ba że jest to zwyczajnie niebezpieczne dla mojego zdrowia, ale poczucie winny po zjedzeniu czegokolwiek co nie jest na dobrą sprawę warzywami, jest tak wielkie że nie potrafię sobie inaczej z nim poradzić,  jak właśnie poprzez zwymiotowanie. Absurdalnie to brzmi, absurdalne to jest ale nic na to nie poradzę, że tak właśnie czuję i mimo tego, że zdaję sobie sprawę z absurdu tej całej sytuacji to nie jestem w stanie tego przeskoczyć. Możecie pomyśleć idiotko to nie jedz tego co wpędza cię w poczucie winy, tia łatwiej powiedzieć niż zrobić. Czy zdarzyło się Wam kiedyś obsesyjnie myśleć o czymś? Tak obsesyjnie, że nie mogliście myśleć o niczym innym, tylko o tym jak to coś zdobyć? Jeśli tak to zrozumiecie co ja czuję codziennie nawet kilka razy. Tak to jest uzależnienie, tak zdaję sobie z tego sprawę, ale wiecie co trzeba zrobić by zerwać z uzależnieniem? Tak dokładnie trzeba zerwać z swoją obsesją, odciąć się od niej, czy zna ktoś namiary na tych co się odżywiają energią kosmiczną? Bo tylko w tej opcji widzę swoją jedyną szansę na wyjście z uzależnienia.
Mój maż krzyczy na mnie za każdym razem gdy wychodzę z łazienki po załatwieniu problemu jedzenia, moja mama z którą razem chodzę do dietetyka jest szczęśliwa, że udało mi się zrzucić te kilkanaście kilo w niecałe 4 miesiące, tata cóż wie o problemie ale gdy w przypływie bezsilności, strachu, w ogólnym wołaniu o pomóc napisałam mu, że konkretnego dnia zmuszałam się już kilka razy do wymiotów i że tak naprawdę zdarza mi się coraz częściej, że moje dni tak właśnie wyglądają napisał mi powalcz trochę jak możesz to są jego dokładne słowa na moje przyznanie się do czegoś na kształt bulimii. Powiem szczerze, żadna z tych opcji mi ni jak nie pomaga, wręcz przeciwnie pogłębia ona tylko moje poczucie winy bo czuję, że zawodzę nie tylko samą siebie, ale ich także. Krzyki męża, jego argumenty, że to bez sensu marnowanie pieniędzy i mojego zdrowia nie są mi obojętne, ale ja to wszystko wiem, naprawdę wiem. Ale co z tego kiedy zjem coś nawet zdrowego i obiecuję sobie, że nie będę wymiotować po tym posiłku to wyrzuty sumienia, że znów zawiodłam, że znów dałam ciała, że znów zrobiłam coś źle są za duże by sobie z nimi poradzić. Nie radzę sobie z emocjami jakie mi towarzyszą przy zjedzeniu posiłku. A jednocześnie nie potrafię sobie odmówić jedzenia. Gdy zacznę jeść to nie potrafię się zatrzymać, wciskam w siebie wszystko co mam pod ręką, wszystko, zachowuję się jak ludzki odkurzacz. Mąż tego nie rozumie a jego krzyki, które wiem że wynikają z jego troski o mnie, sprawiają że czuję się jeszcze gorzej. Postawa rodziców też nie pomaga, ojciec spycha sprawę jakby to było moje widzimisię z którego mogę w każdej chwili zrezygnować, a mama zazdrości mi, że przy konkretnym ważeniu straciłam więcej kilo niż ona. Ta nastawia mnie to do walki ze swoim nowym problemem… bardzo. Dla tych co ewentualnie nie załapali to była ironia. Jakbyście mieli kogoś z podobnym problemem to od razu mówię, że zamiatanie pod dywan problemu nie jest pomocne, krzyk nie jest pomocny, podziw z ilości traconych kilogramów też nie pomaga. Co może pomóc, nie wiem do końca. Chyba najbardziej potrzebne jest ciepło i próba zrozumienia, że to nie do końca widzimisię chorego nieświadomego co takie zachowanie może zrobić z naszym ciałem. Rozmowa ale bez wymądrzania się a z spokojnym dojściem dlaczego w pewnym momencie czuje się przymus wymiotowania tego co przed chwilą się zjadło. Miłe też by było zauważenie, że mimo tego iż gotuje dużo to tak naprawdę nie jem nic z tego co sama zrobiłam. Nikt z moich bliskich tego nie widzi, albo łatwiej im jest tego nie widzieć. Wiem, że chorób łatwiej jest nie widzieć, to dużo, dużo łatwiejsze dla zdrowych. Jednak nie wiem jak innych z problemami ale ja bym potrzebowała rozmowy takiej w cztery oczy, głównie z najważniejszym facetem mojego życia, który woli zamieść cały mój problem pod dywan, zresztą jeden i drugi problem tak traktuje. A to boli jak cholera, także jeśli wiecie, że jesteście dla tych swoich chorych najważniejsi to nie zostawiajcie ich, nie dajcie się odpędzić (tak wiem, że czasem gdy nie jest się zdrowym odpycha się ludzi od siebie by ci nie wiedzieli w jakim to koszmarnym stanie jesteśmy) ale stójcie zawsze blisko, nienamolnie, nieosaczająco ale tak blisko by można było czuć, że zawsze można na Was polegać, że nie ważne co się stanie Wy będziecie tuż obok, aby usłyszeć te nasze najczęściej bardzo ciche ale pełne rozpaczy wołanie o pomoc. W tym wypadku moje wołanie. 

lawina

  Mam uczucie, że wszystko się sypie, począwszy ode mnie, poprzez moje największe marzenie po moje małżeństwo. Dawno już w tych moich zmag...