niedziela, 24 listopada 2019

a rock feels no pain


Znacie to? Zapowiada się miły dzień, wszystkie znaki na niebie i na ziemi mówią, że będzie dobrze. Słońce się uśmiecha za chmur, twój pomysł śniadaniowy wypala, no brakuje tylko śpiewających zwierzątek bo jak by były to śmiało można by stwierdzić, że jesteśmy częścią bajek Disneya. No ale, zawsze to okropne ale, nagle zdarza się coś co burzy tą jakże kruchą konstrukcję dobrego dnia. Nie wiem czym to bywa u Was, ale u mnie dziś było odezwanie się przyjaciółki, właściwie eksprzyjaciółki, która jakieś 3 lata temu zwyczajnie zerwała wszelki kontakt, miała dać znać kiedy jej będzie pasowało żebyśmy się spotkały i koniec. No ale wina leżała po mojej stronie bo nie przybyłam na pierwsze wezwanie (nie pasował mi termin, tym zawiniłam). Znacie takich ludzi? Typ do którego trzeba się dopasować, typ od którego zawsze trzeba być gorszym i przed którym należy się płaszczyć gdy okaże się, że ośmielimy się mieć już jakieś plany kiedy to nagle nasze bóstwo wezwie nas przed swoje oblicze? Jeśli znacie to jesteśmy w domu. No to mój piękny dzień został zniweczony przez wezwanie, po 3 latach. Bo nagle jestem potrzebna, okazuje się że moja wiedza o zwierzakach jest niezbędna, że można mi jednego w potrzebie wpakować do domu, także ten tego czemu by się nie odezwać. Oraz olać resztę wiadomości gdy bóstwo zda sobie sprawę, że nie mam możliwości i warunków by przygarnąć biedaka, bo nie jestem już potrzebna. Wiecie jak wtedy się czuje? Jak zużyta prezerwatywa, przez chwilę potrzebna ale po zapełnieniu bezużyteczna i przeznaczona tylko na śmietnik, już w lepszej sytuacji jest chusteczka higieniczna, jej można na upartego użyć jeszcze z raz czy dwa. 

W takich momentach ten nasz w miarę pięknie zaczynający się dzień staje się koleją szarą i trudną do przeżycia egzystencją, wszelkie oznaki radości, normalności, chęci do życia idą się je*ać (wybaczcie język ale żadne inne słowo lepiej nie odda chwilowego stanu mego ducha). Aby wywołać lawinę czasem wystarczy ruszyć kamyczek. Tak samo jest z równowagą ducha, mini pęknięcie niby nic nie znaczące zdarzenie potrafi wiele zniszczyć w naszej harmonii i spokoju. Co z tego, że walczymy o ten spokój nie tylko farmakologicznie ale też i inaczej, walcząc o siebie samych, kiedy tak nie wiele trzeba by odebrać nam to o co walczy się latami. Czasem chciałabym być skałą - a rock feels no pain – nie czuć nic, żadnych emocji, tego obezwładniającego smutku i poczucia bycia nikim, nawet mniej niż nikim, podludziem nie wartym ani kszty zainteresowania no chyba, że raz na ruski rok jest coś w czym może się przydać, a jak odmówi to znów się go odrzuca w kąt. 

Nie mam siły udowadniać kolejnej osobie z grona tych mi bliskich, że jestem coś warta. Bo może oni mają rację? A co jeśli mają rację? W końcu nie dam rady stanąć na uszach, więc może w ich sposobie traktowania jest prawda o mnie, nic nie wartej zabawce. 

A miało być dziś tak pięknie. 

 https://www.youtube.com/watch?v=9lr24QlUyww

lawina

  Mam uczucie, że wszystko się sypie, począwszy ode mnie, poprzez moje największe marzenie po moje małżeństwo. Dawno już w tych moich zmag...