Tak wiem, znowu długo mnie nie było, ale jakoś mi się nie składało, czyli najprościej rzecz ujmując kiedy miałam wenę do pisania, to nie miałam za bardzo jak albo na czym (awaria lapka dużo komplikuje). Mi mniej ni więcej jestem a to głównie poprzez pewien bardzo ciekawy artykuł podrzucam link do niego:
http://hakierka.pl/2018/06/26/dla-tych-co-wciaz-nie-rozumieja-czym-jest-depresja/
Będę nawiązywać do głównego porównania czyli porównania depresji do miejsca gdzie cały czas pada śnieg. Podaruję sobie wycieczki do również wspomnianej w tekście koleżanki robiącej doktorat z wbijania szpilek, bo powiedzmy sobie szczerze każdy kogoś takiego zna, lepiej lub gorzej, także po co robić im dodatkową reklamę? Niech sobie żyją w swoim, wedle ich uznania, idealnym świecie tylko niech nam dadzą święty spokój.
Otóż śnieg jako wyjaśnienie depresji jest wręcz idealny, bo czyż na początku nie jest tak, że pojawienie się śniegu owszem wymusza na nas ludziach pewne zmiany w planowaniu dnia, np. wyjścia wcześniej z domu by odśnieżyć samochód albo podjazd (albo jedno i drugie), ubrania się grubiej (co często gęsto ogranicza nasze ruchy). Czyli śnieg wymusza pewne zmiany, lekko bo lekko ale narzuca nam swoje prawa a my musimy się do nich dostosować. A teraz wyobraź sobie, że tam gdzie żyjesz śnieg pada bez przerwy, dzień w dzień, bez ustanku. Owszem na początku masz siłę by się ubrać na cebulkę (twoją zbroję, która w wypadku depresji jest maską uśmiechu, normalności) bierzesz szpachlę i lecisz odśnieżać sobie drogę do wyjścia w świat. Owszem na początku masz do tego chęci, choć od szuflowania aż Ci ręce opadają, ale masz cel, wyjść z domu i udawać, że wszystko jest w porządku, że Twoje samopoczucie nie wpływa na to, że umierasz w środku każdego dnia po trochu. Jednak każdego dnia jest ciężej zwlec się, przybrać tę zbroję i ruszyć do boju ze śniegiem, zwłaszcza że każdego dnia jest go co raz więcej. On nie znika, mimo iż szuflujesz sobie tę trasę do ludzi codziennie, to ona codziennie jest zasypana bardziej i bardziej musisz się namęczyć by się wydostać z domu. Zaczynasz odpuszczać co raz więcej, spotkań, zajęć, wypadów ze znajomymi na piwo. Bo jest Ci za ciężko, jesteś ciągle zmęczony tą walką ze samym sobą o to by wstać. A śnieg cały czas pada, cały czas Twoja depresja się pogłębia i co z tym idzie cały Ty jesteś cały obolały, zmęczony i bez chęci do życia, do aktywności jakiejkolwiek. Zaczynasz żyć jakby w zawieszeniu, czas sobie pędzi a ty jakbyś włączył pauzę i obserwujesz je za okien nie wyściubiając nosa z domu (azylu bez śniegu). Moje spauzowanie przypadło na czas moich studiów, sprawiło że wiele rzeczy odpuściłam, że na wiele rzeczy nie miałam fizycznie i psychicznie siły. Mam kilka lat życia jakby wyciętych z życiorysu, owszem one były, świadczy o tym chociażby to, że spauzowałam mając jakieś 22 lata a teraz 10 lat później niestety kiedy powoli i to bardzo powoli zaczynam wracać do w miarę normalnego trybu życia (choć do tego by nazwać ten tryb normalnym jeszcze mi bardzo daleko) to nie mam lat 22 tylko już 32. Także mam 10 lat jakby w plecy, ale nie z lenistwa, czy bo tak mi było wygodnie, bynajmniej nawet nie wiecie jak bardzo chciałabym normalnie funkcjonować, zrobić normalnie studia, pójść po nich do pracy i rozwijać się bez żadnych hamulców od życia. Niestety miałam zaciągnięty ręczny na maksa i dopiero od jakiegoś roku powoli czuje, że on popuszcza, ale niestety nie da się tego zrobić magicznym pstryk i już. To jest cholernie ciężka praca każdego dnia, to jest walka ze sobą by wstać, by ruszyć, by wyjść do ludzi, by się nie bać tego jak mnie odbiorą. Czasem mi się udaje lepiej, czasem gorzej a czasem wcale, jednak nie poddaję się bo widzę światełko w tunelu. Nadal pada u mnie śnieg ale już taki drobniejszy łatwiej sobie z nim radzić, zresztą czuję gdzieś pod skórą, że moja wiosna gdzieś tam jest, może jeszcze nie spotkam się z nią w tym roku, może nie w następnym ale wiem, że kiedyś ona przyjdzie, w najgorszym okresie byłam pewna, że nic mnie po za śniegiem już nie czeka. Dlatego pamiętaj Ty, który wspierasz kogoś w depresji, zarzucanie tej osobie lenistwa nie pomoże, wdeptywanie w ziemię pt. zobacz ile ja robię a Ty nic, też nie pomoże. Wiesz co może pomóc? Bycie przy takiej osobie, nie kazanie jej się rozchmurzać, pozwolić jej być takim jakim potrzebuje/jakim jest w danej chwili. Usiądź obok, nie wiem zrób herbaty, przytul (o ile pozwoli), po prostu pokaż (nienachalnie), że jesteś i będziesz, że chory może na Ciebie liczyć. Taka obecność, może wiele pomóc w końcu chory chce być zdrowy, ale najpierw sam musi dojść do tego wniosku, a obecność kogoś zaufanego z kim rzeczywiście można pogadać (gdy już się dojrzeje do tego momentu) daje dużo wsparcia, do tego by ruszyć przez te śnieżne zaspy i zacząć szukać pomocy. Tylko nic na siłę, bo na siłę niczego nie da się zmienić. Wszystkim Wam, którzy są przy chorych życzę dużo spokoju i cierpliwości oraz ciepła, bo tego chory od Was potrzebuje, chorym tym co siedzą zasypani na maksa śniegiem życzę Wam abyście mieli kogoś kto Was próbuje zrozumieć, a nie zmienić, przy sobie, by gdy już dojrzejecie do zawalczenia o samych siebie byście mieli wspaniałe wsparcie przy boku, pamiętajcie wiosna gdzieś tam jest i przyjedzie kiedyś przyjdzie tylko jej na to sami pozwólmy i o nią zawalczymy. Wytrwałości i dla wspierających i dla walczących z depresja.